KAREA: Przestrzeń dla piękna
Czy zdarzyło Ci się, że wyśniłaś sobie biżuterię i potem usilnie szukałaś jej u jubilerów i w internecie? Znamy kogoś, kto takie marzenia zmienia w rzeczywistość. A do tego wie, ile warte są klejnoty Boucheron, zna się na kamieniach szlachetnych, w swych gablotach ma prawdziwe skarby z dawnych lat, a o art déco i sztuce może rozmawiać godzinami. Poznaj założycielki KAREA Gemstone Space: Karolinę Sobolewską i Beatę Paluch. To specjalistki od drogocennych przedmiotów, które stworzyły przestrzeń pełną piękna w Warszawie. O swoim pomyśle na biżuterię, opowiedziała nam jedna z nich, Beata Paluch.
KAREA Gemstone Space – skąd ta nazwa?
Niełatwo było znaleźć nazwę dla tego, co robimy, bo robimy bardzo wiele, a nazwa to zaledwie krótkie słowo. Najprostsze wytłumaczenie jest takie, że to połączenie naszych imion: Karolina i Beata, ale to tylko jedno z tłumaczeń i duże uproszczenie. W KAREA możemy odszukać też słowo „care”, czyli opieka, a także „area”, oznaczające przestrzeń. To dlatego, że KAREA to nie zwykły sklep. U nas mówimy o pięknie, sztuce, spotykamy się przy kawie czy lampce wina i rozmawiamy o kamieniach i ich właściwościach – niekoniecznie tylko w kontekście sprzedaży. Jednym z naszych głównych celów jest edukacja czy dzielenie się wiedzą, poprzez różne formy wypowiedzi. Poza tym w nazwie są – rzecz jasna kamienie, czyli gemstone, które są dla nas niezwykle ważne. Chcemy, by ludzie poczuli magię ich przyciągania, mogli z nimi obcować. Oczywiście sprzedajemy, ale sprzedaż to jedna z wielu rzeczy, jaką robimy przy okazji naszej misji. Na pomysł powstania tego typu salonu wpadła moja wspólniczka, Karolina Sobolewska, która od lat pracowała w rodzinnej pracowni jubilerskiej i szukała możliwości, by rozszerzyć swoją ofertę o biżuterię dawną – czyli to, czym ja się zajmuję już dobrych kilkunastu lat. To, co nas łączy, to fakt, że zawsze robiłyśmy coś więcej, niż tylko sprzedawałyśmy i w związku z tym postanowiłyśmy stworzyć miejsce, gdzie nie będzie chodziło tylko o pieniądze i zysk, ale o piękno i sztukę. Dzięki temu nie zamykamy się na jeden typ usług ani na tylko jeden rodzaj biżuterii, ale myślimy szerzej.
A czy jeżeli ktoś przyjdzie do Pań z myślą o jakimś przedmiocie, to znajdziecie mu taką wymarzoną biżuterię?
Oczywiście! Bardzo często poszukujemy biżuterii na zamówienie – obojętnie czy to będzie dawna biżuteria, czy po prostu coś pasującego do zamysłu klienta. Oczywiście, jeśli nie znajdzie się nic odpowiedniego, jesteśmy też w stanie wykonać przedmiot na zamówienie, który będzie odpowiadał potrzebom i wyobrażeniom klienta. Chodzi nam o to, by ktoś, kto nas odwiedza był całkowicie „zaopiekowany”. Aby odnalazł u nas całe spektrum usług, które są związane z biżuterią. Po to właśnie jesteśmy, by doradzać, poszukiwać, projektować i pokazywać wszelkie obszary związane z biżuterią.
Jak zatem wygląda takie poszukiwanie? Klient przychodzi z jakimś wyobrażeniem i co dalej?
Najczęściej poszukiwania zaczynamy od naszych najbliższych kontaktów. Od wielu lat pracując w branży, spotykamy się na różnych targach, konferencjach, warsztatach z osobami, które zajmują się biżuterią lub współdzielą naszą pasję, więc często pierwszy krok to telefon do naszych przyjaciół z branży. Oczywiście szukamy także w innych antykwariatach, również zagranicznych, w domach aukcyjnych – dla klienta jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Są osoby, którym marzy się przedmiot z duszą, a niektórym nie zależy na wieku powstania, ale to coś musi chwycić za serce. Dla tych drugich możemy zaprojektować i wykonać biżuterię na specjalne zamówienie, bo mamy taką możliwość.
Oferujecie przede wszystkim przedmioty luksusowe, a część osób obawia się kupować taką biżuterię online. Dlaczego u Was jest to bezpieczne?
Przede wszystkim jesteśmy osobami, które już od wielu lat działają w branży jubilerskiej. Ja mam kilkanaście lat doświadczenia w pracy z antykami, na rynku dzieł sztuki w największym polskim domu aukcyjnym, a wspólniczka – Karolina jest współwłaścicielką rodzinnej pracowni jubilerskiej, która istnieje od 1982 roku, więc nie jesteśmy anonimowe. Salon biżuterii ekskluzywnej KAREA działa dopiero od półtora roku, ale my jako specjalistki działamy od lat i jesteśmy rozpoznawalne. Druga sprawa to fakt, że cały czas się kształcimy, jeździmy na sympozja, sesje, warsztaty, szukamy okazji do nauki i pogłębiamy swoją wiedzę. Dla nas ta rozpoznawalność i ciągłe dążenie do aktualizowania wiedzy to podstawa. Dzięki temu można nam zaufać i zawsze robimy wszystko, by klient wychodził od nas zadowolony. Pracujemy na to od lat, by właśnie w ten sposób budować nasze relacje z klientami.
Wystawiacie też certyfikaty. Jak one wyglądają?
Z definicji to dokument potwierdzający autentyczność dzieła. Co powinien zawierać taki certyfikat? Na takim dokumencie należy wpisać: nazwę przedmiotu, najlepiej z cechami charakterystycznymi, czasem, miejsce powstania. Następnie wypisać kruszce z jakich został wykonany obiekt oraz masę całego wyrobu. Jeśli biżuteria czy obiekt rzemiosła artystycznego (cukiernica, papierośnica itd.), nie posiada nabitych wcześniej prób, to takie pismo powinno być poparte świadectwem badania z Urzędu Probierczego. Kolejną składniową, o ile wyrób je posiada, jest opis kamieni: ich masy karatowej, rodzaju szlifu, formy kamienia, a w przypadku diamentów barwy oraz czystości. Dokument powinien zostać opatrzony pieczątką i podpisem osoby upoważnionej do wystawienia takiego certyfikatu, datą i miejscem wystawienia, pełną nazwą instytucji z jej adresem. Na to zawsze kładziemy nacisk, ponieważ do niej będzie się można w razie potrzeby udać, by zapytać o ten przedmiot. Oczywiście taki rzeczoznawca powinien mieć wykształcenie i fachową wiedzę w danej dziedzinie, a do tego wciąż się kształcić w dziedzinie gemmologii, aby unikać fałszerstw. To daje pewność, że firma ponosi odpowiedzialność za to, co robi. Bez rzeczowej wiedzy nie da się stworzyć takiego opisu. Dobrze też, jeśli jest zdjęcie. Wtedy, jeśli coś z tym przedmiotem się wydarzy i jest on ubezpieczony, mamy podstawy, by ubiegać się o zwrot pieniędzy. Wiele razy miałam do czynienia z sytuacją, kiedy starałyśmy się pomóc osobom okradzionym, a tego rzetelnego opisu zabrakło. Pomoc jest wówczas trudna, a często wręcz niemożliwa. Warto również pamiętać, iż biżuteria to inwestycja długoterminowa i z biegiem lat zwiększa ona swoją wartość. Dzięki szczegółom, które znajdujemy w opisie, możemy powiedzieć o przedmiocie o wiele więcej i na nowo go ocenić.
A jak wygląda kwestia wyceny biżuterii, która trafia waszej oferty? Czy to skomplikowane?
To zależy, ponieważ mamy często do czynienia ze starymi przedmiotami, które są całkowicie unikatowe. Zupełnie inaczej wycenia się bransoletkę współczesną, która ma w sobie jedynie złoto, a inaczej dziewiętnastowieczny przedmiot, np. broszę, w której znajdziemy perły, diamenty i inne kamienie szlachetne, a do tego różnobarwne złoto. A całość jeszcze znajduje się w oryginalnym etui. To jednak nie wszystko, bo są też oznaczenia złotnicze: cechy i znaki probiercze, symbole mistrzów złotnictwa, które trzeba odszukać. Tej pracy nie da się uśrednić, ponieważ są obiekty łatwe do wycenienia i dla doświadczonego specjalisty oczywiste, jak np. złoty pierścionek z brylantem, ale większość jest bardziej skomplikowana: jak np. komplet biżuterii z najróżniejszymi kamieniami i próbami czy ogromne brosze mające nawet po kilkaset kamieni. Czasem to kilka minut, a czasem kilka godzin ciężkiej pracy.
Czego najczęściej klienci u was szukają?
Myślę, że tego, by biżuteria była niepowtarzalna. Zazwyczaj mamy u siebie unikaty, a nawet jeśli zdarzy się, że jakieś przedmioty są do siebie podobne stylistycznie, to różnią je detale, takie jak czystość kamienia, jego wartość karatowa czy barwa. Można do nas przyjść i na spokojnie obejrzeć dany przedmiot, dostać wyczerpujący opis i wyjaśnienia, jak dbać o precjoza, a także informacje, że to, co komuś przypadnie do serca, jest autentyczne, a nie jest to kopia, która wygląda na antyk. Zdarza się też, że ktoś szuka czegoś, co było w jego posiadaniu, co miała babcia. Przynosi więc zdjęcie i chce, by w jakiś sposób ten przedmiot do niego wrócił. Klienci poszukują najczęściej niepowtarzalnych pierścionków zaręczynowych, wyjątkowych kolczyków, kolekcjonerskich zegarków, konkretnego kamienia w pięknej oprawie. Wydaje mi się jednak, że nie chodzi tu jedynie o biżuterię, ale o formę i atmosferę, którą tu tworzymy. Ktoś, kto do nas przyjdzie, wie, że zostanie usatysfakcjonowany i dostanie to, po czego faktycznie szuka.
Kim są w takim razie wasi klienci?
Z reguły są to osoby starsze, pokolenie naszych rodziców, którzy mogą sobie pozwolić na takie przedmioty, ale też pewne podejście wyniosły z domu i miały kontakt z ze sztuką. To osoby, u których miało się np. pierścionek po babci. Oni dalej kultywują tradycję. Ostatnio pojawiają się też coraz młodsze osoby, co mnie osobiście bardzo cieszy, bo burzy trochę stereotyp, że po dawne przedmioty sięgają tylko starsi. My również chcemy to zmieniać i uczyć, że biżuteria, poza wartością materialną, ma wartość sentymentalną. Staramy się o tym mówić zarówno podczas wykładów dla studentów, jak i wszelkich spotkań z klientami, dzięki czemu coraz więcej osób to docenia. Trafiają do nas także ci, którzy mają potrzebę posiadania czegoś wyjątkowego, a nie pochodzącego z „sieciówki”. Dlatego zawsze powtarzam, że ten przysłowiowy pierścionek zaręczynowy, nie musi to być klasyczny „soliter”, to może być np. pierścionek art déco, czy dziewiętnastowieczny z rozetami, który jest niepowtarzalny i wyjątkowy, drugiego takiego nie znajdziecie. Wspominam o tym pierścionku, bo od niego się zazwyczaj zaczyna przygoda z biżuterią, ale są też prezenty z okazji urodzenia dziecka, na kolejne rocznice, urodziny, maturę czy obronę pracy magisterskiej, doktoratu. Powstają w ten sposób piękne, nowe kolekcje.
A skoro już się Pani przyznała, że ma słabość do dawnej biżuterii, to który okres ma według Pani najwięcej uroku?
Art déco. Po prostu uwielbiam biżuterię z lat 20. i 30. XX wieku. To czas, gdy kobiety zaczynały być wyzwolone, zdobywały prawa wyborcze, ale to też okres świetności nauki, sztuki przed wybuchem II wojny światowej. To wspaniała moda, artyści, aktorzy, kino, nowe style również właśnie w biżuterii, bo wówczas pojawiły się nowe szlify i rozwiązania techniczne. Obiekty art déco jednocześnie są stare, bo mają około 100 lat, ale z drugiej strony są bardzo uniwersalne, dzięki swojej prostocie i geometrii. Te wzory są dziś jeszcze bardzo aktualne i pasują do każdej stylizacji. Oczywiście przepadam za starymi rzeczami w ogóle i w każdej znajdę jakiś urok, ale styl z lat 20. ubiegłego stulecia najbardziej do mnie przemawia.
Jakie są najciekawsze znaleziska, które się u was pojawiły?
Zachwyty zawsze wzbudzają przedmioty art déco. W tym momencie mamy piękną bransoletę segmentową z dużą liczbą diamentów. Oferowaliśmy też broszę, która swoim wykonaniem była bliska warsztatowi Fabergé. Dekorowana była m.in. pięcio karatowym, niegrzanym szafirem cejlońskim oraz niewielkimi diamentami, ale mniej tu chodziło o materiał, a bardziej o wspaniałą jakość wykonania tej broszy. To już szkoda nazwać biżuterią, ja bym to śmiało nazwała klejnotem. Nie oszukujmy się: to nie są rzeczy na co dzień, ale raczej skarby, które włożymy na wyjątkową okazję, a podobne egzemplarze możemy podziwiać na starych filmach albo obecnie na czerwonym dywanie. Jeżeli zaś chodzi o znane marki jubilerskie, to ponieważ działamy na zasadzie komisu, zdarza się, że trafiają do nas ciekawe okazy z drugiej ręki. Na chwilę obecną są to: brosza Tiffany & Co. z lat 50. XX wieku, zegarki, bransoletki i pierścionki Bvlgari, zegarki Cartier. Trafiły się też ciekawe wyroby Boucheron z lat 60., chociaż to nie jest to, co można zobaczyć na zachodzie Europy w wielkich domach aukcyjnych czy salonach jubilerskich i antykwarycznych. Nasz rynek dzieł sztuki jest młody, więc nawet jeśli Polacy mają jakieś drogocenne okazy, to często wyjeżdżają z nimi za granicę. My to trochę zmieniamy, ponieważ mamy klientów z Polski, ale także z Europy. W tej chwili mamy w ofercie przepiękny zegarek Patka Philippe’a z lat 90. To jest przedmiot o wartości rzędu 100 tys. złotych, więc to naprawdę wyjątkowa rzecz.
Wiem, że w czerwcu planujecie aukcję. Czy tam będzie można zobaczyć takie okazy?
Zdecydowanie tak – mamy plan stworzenia aukcji zarówno z biżuterią dawną, jak i ciekawymi projektami znanych marek luksusowych. Nie zamykamy się tylko na jeden typ biżuterii, bo każdy z nas ma inne potrzeby, a my jesteśmy po to, by realizować najróżniejsze marzenia – to nasza misja, wpisana w działalność KAREI. Aukcja to sposób, by wyjść z nieco inną ofertą do klientów i pokazać się szerszemu gronu odbiorów. Aukcja odbędzie się 2 lipca w czwartek w naszym salonie. Planujemy wystawić około 50–60 przedmiotów. Będą wśród nich prawdziwe perełki z XIX wieku i XX wieku, w tym wyroby Bvlgari, Cartier, piękne zegarki, w tym wspomniany już Patek Philippe. Co do cen, to zaczynać się one będą od 2–3 tysięcy złotych wzwyż. Pojawią się bransolety art-décowskie mające ponad 23 karaty diamentów. Na pewno będą to bardzo piękne wykonane przedmioty: często wyróżniać je będzie wyjątkowy kamień, innych przyciągnie wzrok właśnie ta znana nazwa.
A pierwsze urodziny? Nie była to typowa impreza, która kojarzyłaby się z biżuterią, bo zrobiliście aukcję, tym razem charytatywną i wernisaż prac Bożki Rydlewskiej. Dlaczego tak?
Chciałyśmy uczcić pierwszy rok istnienia z najbliższymi: klientami oraz przyjaciółmi KAREI. Zależało nam, aby pokazać to wszystko, o czym rozmawiamy: że nie tylko sprzedajemy biżuterię. Stąd m.in. kooperatywa z Bożką Rydlewską. Stwierdziłyśmy, że mamy piękne pomieszczenia, które aż się proszą o tę kropkę nad „i”. Prace Bożki, bardzo kobiecie, kwiatowe, idealnie dopełniły nasze wnętrza. Było to dla nas o tyle ważne, że poza biżuterią chcemy pokazywać sztukę, pragniemy, by można się było wokół niej spotkać i porozmawiać. Jeśli zaś chodzi o aukcję charytatywną, to sztuka sztuką, ale jest też zwykłe życie. Jeśli mamy okazję pomóc, to warto to robić. Aukcję prowadził nasz kolega, Adam Chełstowski, Bożka przekazała nam jedną ze swoich prac „Koi” z serii „Nowa Botanika”, a my do tego dodałyśmy klasyczną biżuterię, która miała szansę podobać się każdemu: męskie spinki emaliowane z początku XX wieku oraz naszyjnik perłowy stworzony specjalnie na tę okazję. Dzięki temu zasiliłyśmy konto Fundacji Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa w Warszawie.
A poza sukcesami takich akcji i propagowaniem sztuki, co daje wam największą satysfakcję?
To, że klienci do nas wracają zadowoleni. To chyba jest najpiękniejsze. Nie chodzi o to, by jednorazowo coś sprzedać. Czasem trzeba porozmawiać, doradzić, wypić razem kawę, czasem pomóc, bo coś się zepsuło. Nawet jeśli to drobiazg, to klienci wiedzą, że zawsze mogą do nas wrócić, mogą na nas liczyć. Używam słowa „klienci”, ale często są to wieloletnie relacje, które trwają wiele lat. To bardzo budujące. Nawet w ostatnim, niełatwym czasie klienci dzwonią i pytają, jak sobie radzimy. Nie rozmawiamy tylko o sprzedaży, transakcjach i inwestowaniu – pomagamy sobie wzajemnie.
stylizacje: Dollina
KAREA
Al. „Solidarnościˮ 93
00-144 Warszawa