Bursztynowym szlakiem
Jego uroda tkwi w zatopionych w żywicy niespodziankach oraz ciepłym blasku jaki roztacza. Bursztyn to nadal prawdziwa zagadka, którą od lat uwielbiają interpretować rodzimi złotnicy. W Polsce mamy związane z nim międzynardowe targi, prestiżowe konkursy oraz wybitnych artystów, którzy w całości poświęcili się temu niezwykłemu materiałowi. Jednak lokalny flirt z bursztynem to zdecydowanie stara miłość, a jej dowody możemy znaleźć w skansenach i muzeach etnograficznych. Oto kolejna odsłona naszej opowieści o biżuterii ludowej w Polsce. Tym razem bohaterem jest bursztyn.
Po pierwsze, powinnaś wiedzieć, że choć bursztyn nazywany jest kamieniem ozdobnym, to jego pochodzenie jest organiczne. Bałtycki bursztyn powstał dzięki obficie żywicującym drzewom w lasach porastających niegdyś Skandynawię i Morze Bałtyckie. Nikt nie zna powodu, dla którego pradawne lasy tak intensywnie roniły żywicę, jednak z pewnością bursztyn i zaklęte w nim żyjątka sprzed milionów lat, działały na wyobraźnię ludzi. Grecy mówili o nim elektron (czyli świetlisty), Rzymianie zwali moczem rysia, a Słowianie jantarem – wszyscy za to bez wyjątku wierzyli w jego lecznicze właściwości i magiczne pochodzenie. Jedna z polskich legend tłumaczących pochodzenie bursztynu opowiada o podwodnej królewnie Juracie i jej pięknym, złocistym pałacu. Pewnego dnia, królewna zakochała się w biednym rybaku, którego dojrzała z dna morza. Uczucie to było jednak nie w smak władcy morza, który chcąc ukarać królewnę, zatopił łódź rybaka, a piorunami zniszczył jej piękny pałac. Dlatego po silnych sztormach na plażach pojawia się bursztyn – mają to być szczątki legendarnego pałacu.
Rzemieślnicza fantazja
Jeśli idzie o polską sztukę ludową, to bursztyn najpopularniejszy był na Kurpiach oraz Kaszubach. To właśnie kurpiowscy rzemieślnicy byli mistrzami w wymyślaniu najróżniejszych sposobów na obrabianie bursztynu – jednym z popularnych patentów było przerabianie kołowrotków tak, by można było używać ich do toczenia tzw. bałtyckiego złota. Wśród ubogiej ludności na Kaszubach przeważały bardzo prymitywne metody: kamień wygładzano np. stłuczonymi kawałkami szkła i polerowano specjalną maścią, której podstawowym składnikiem była kreda oraz denaturat. Taka praca była nie tylko mozolna, ale też bardzo czasochłonna, dlatego sznury bursztynowych korali na wsiach nosiło się tylko od święta. Początkowo na ludowiźnie najpopularniejszy był przezroczysty bursztyn typu cacko, jednak na początku XX wieku doceniać zaczęto także bursztyn matowy i biały.
Kurpiowskie elegantki
Najmodniejszy zestaw na wsiach stanowiły trzy sznury bursztynów, nawlekane często na czerwone lub żółte nici. Pierwszy, powinien być krótki, o drobnych kamieniach i noszony przy samej szyi. Drugi, najbardziej okazały, z paciorkami o różnych szlifach, musiał koniecznie mieć inkluzję (zatopiony fragment pradawnej rośliny lub zwierzęcia), która stanowiła doskonały amulet dla panny na wydaniu. Trzeci, najdłuższy sznur, składał się z masywnych korali, zwanych kartoflakami. Największe paciorki jakie znaleziono w kurpiowskich naszyjnikach miały wielkość kurzego jaja! Popularne było także przymocowywanie do najdłuższego sznura dodatkowej zawieszki z kilkoma koralami bursztynu, ozdobionej krzyżykiem lub medalionem w kształcie serca. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku naszyjników z koralem, także bursztynowe cuda przekazywane były z matki na córkę – najczęściej bursztyn trafiał do panien jeszcze przed ślubem i stanowił piękną ozdobę podczas wesela. Sam bursztyn popularny był nie tylko w szkatułkach, ale też powiedzeniach, przysłowiach i przyśpiewkach – o bogatych mówiono, że „siedzą na bursztynie”, bursztynem nazywano też apetyczne skwarki, zwieńczające solidną porcję kartofli.