TOP

Biżuteria dopaminowa – rozmowa z Anią Posłuszny z pérl designs

Foto: Arty Hard Works Modelka: Diana Morais

W czasie pandemicznego lockdownu zaczęła zabawę z zestawem koralików DIY i perłami mamy. Nie podejrzewała, że z tych hobbystycznych eksperymentów wyłoni się pomysł na własną markę. Naszyjniki tworzone na zamówienie w Paryżu i Lizbonie przez Anię Posłuszny to biżuteryjna odpowiedź na trend dopamine dressing. Obok eleganckich, klasycznych pereł – kolorowe koraliki, przeskalowane drewniane formy, popowe uśmieszki. Paryska nonszalancja zakrapiana portugalską energią. Biżuteria pérl ma sprawić, że poczujemy się wyjątkowo „nawet w białym t-shircie”. Z Anią Posłuszny, założycielką pérl designs, rozmawiałam o zawodowej drodze z branży luksusowej do niezależnej mody, urokach pereł i koncepcie biżuterii cyrkularnej.

Kiedy czytałam o Twojej historii, Aniu, nie mogłam powstrzymać skojarzeń z „Emily in Paris”! Stolica Francji, praca w prestiżowej firmie z branży tekstylnej współpracującej z brandami high fashion, wreszcie – nagły „zwrot akcji” i decyzja o założeniu własnej marki biżuteryjnej – Twoje bio to niezły materiał na serial. Skąd… „Ania w Paryżu”? Jakie były Twoje najważniejsze doświadczenia przed narodzinami pérl?

Wow! Nigdy nie myślałam o tym w tych kategoriach, bo była to przede wszystkim bardzo ciężka i odpowiedzialna praca. Ale faktycznie – współprojektowanie tekstyliów dla takich marek jak Lanvin, Sonia Rykiel, Balmain czy Givenchy to spełnienie każdych modowych i zawodowych marzeń! Ale od początku: przyjechałam na południe Francji na 2 miesiące nauki języka i… po 13 latach wciąż tu jestem. Dlaczego chciałam zostać? Może była to chęć sprawdzenia się w nowych warunkach. Może intuicja. W każdym razie – nie zawiodłam się. Pokochałam Francję, wydaję mi się, że z wzajemnością! Po kursie językowym wróciłam do Polski po resztę rzeczy i przyjechałam do Paryża szukać pracy. 

 

Od początku interesowała Cię praca w branży fashion? 

Moda wydawała mi się logicznym kierunkiem, w końcu Paryż to jej przysłowiowa stolica. Poza tym, pomimo moich studiów dyplomatycznych, z modą zawodowo byłam związana już od lat. Los chyba bardzo chciał mi pomóc, bo szybko znalazłam pracę – właśnie we wspomnianej przez Ciebie firmie tekstylnej. Zaczęłam reprezentować ją na rynku paryskim. Była to firma projektująca ręcznie robione i technicznie skomplikowane hafty i naszywki z najróżniejszych koralików, materiałów, pereł czy nici. Tak zaczęła się „Ania in Paris”. Brzmi jak serial, ale z tym stanowiskiem wiązało się dużo stresu: projekty „na wczoraj”, negocjacje cen, praca po godzinach. Oczywiście pojawiał się też ten aspekt „glamour” – pokazy mody, zaproszenia na prywatne eventy czy po prostu obcowanie z najlepszymi z branży. Najcieplej wspominam współpracę i każde spotkanie z nieżyjącym już Alberem Elbazem, ówczesnym dyrektorem artystycznym Lanvin. Był bardzo ludzki, ciepły, pełen szacunku. Z poprzedniej pracy na pewno wyniosłam doświadczenie techniczne w tworzeniu kolekcji, umiejętność pracy pod ogromną presją, ale chyba najważniejsze okazało się podejście do mody w ogóle, założenie, by nie traktować jej zbyt poważnie. Profesjonalnie – tak, ale moda to przede wszystkim zabawa i w pewnym sensie przedłużenie naszej osobowości, a nie tylko czysty biznes. 

 

W tekstach o Twojej marce obok Paryża pojawia się jeszcze Lizbona.  Jak dzielisz życie i pracę między te dwa – tak piękne i tak różne – miasta? Mam przeczucie, że to portugalską energię i otwartość trzeba „winić” za kolor, lekkość i humor biżuterii pérl (śmiech)!

Paryż to moje główne miejsce zamieszkania. Do Lizbony zaprowadziło mnie życie osobiste i bywam tam głównie w miesiącach letnich. Pracuję wtedy z Portugalii. Stworzyłam sobie dwa oddzielne atelier w każdym z miast i, w zależności od tego, gdzie jestem, tam też na zamówienie powstaje biżuteria. Tak, na pewno Lizbona ma ogromny wpływ na ostateczny, kolorowy vibe biżuterii. Jej multikulturowość, otwartość na świat i wyluzowany styl bycia mieszkańców. W Lizbonie też powstają wszystkie zdjęcia pérl, tu organizuję sesje zdjęciowe. Architektura i, przede wszystkim, wyjątkowe światło tego miasta sprawiają, że zdjęcia są naturalnie piękne i nie potrzebują „upiększaczy”, co jest jednym z ważniejszych przekazów mojej marki. Wyjątkowość to dla mnie naturalność, w całej swojej niedoskonałości – zupełnie jak w przypadku pereł. 

 

Czy początek pérl to konkretne wydarzenie, tzw. aha moment, czy raczej proces? Kiedy po raz pierwszy pomyślałaś: będę robić biżuterię i jak wyglądała droga od pomysłu do sprzedaży pierwszego naszyjnika?

W pewnym momencie poczułam burn out, potrzebę skupienia się na sobie, wolniejszego trybu życia, a przede wszystkim niezależności. I odeszłam z firmy, o której rozmawiałyśmy. Chociaż trudno było porzucić klientów, z którymi nawiązałam przyjacielskie relacje, poczułam się wolna! Już od pewnego czasu fascynowała mnie moda lokalna. Paradoksalnie, pracując w branży luksusowej, inwestowałam głównie w niezależne marki, często polskie. 

Zafascynowało mnie to do tego stopnia, że zaczęłam prowadzić blog i konto Instagramowe poświęcone modzie lokalnej. Niedługo później wybuchła pandemia. Podczas pierwszego lockdownu zamówiłam dla zabawy domowy kit do robienia biżuterii, z którego powstał, jak się później okazało, pierwszy prototyp naszyjnika pérl! Po otwarciu się świata dostałam mnóstwo komplementów, a przede wszystkim zapytań, gdzie kupiłam naszyjnik. I wtedy zapaliła mi się lampka. Zdałam sobie sprawę, jaki to wszystko zatoczyło logiczny krąg.

Moja pasja i zamiłowanie do ręcznie robionych dodatków, kolorowych koralików i perełek; młoda, lokalna moda… Nieświadomie, w naturalnych warunkach zrobiłam pierwsze badanie rynku! 

 

Foto: Arty Hard Works Modelka: Diana Morais

Porozmawiajmy o Twoim flagowym materiale, tytułowym pérl! Skąd Twoja fascynacja perłami? Co, Twoim zdaniem, jest w perłach wyjątkowego?

Perły kojarzę z moją Mamą, która od zawsze nosiła je w klasycznym wydaniu. Odziedziczyłam po niej kilka naszyjników, które przez lata leżały nieużywane w szkatułce. Tworząc swój pierwszy model, zdekonstruowałam jeden z nich, połączyłam z kolorowymi koralikami i od razu zaintrygował mnie kontrast klasyki i nowoczesności. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak fascynujące są perły i jak duże dają pole do popisu. Kochali je władcy i władczynie – od Kleopatry po Elżbietę II, ale i gwiazdy popu – Pharrell Williams czy Harry Styles. Z łatwością można je wpasować we własny styl – od eleganckiego po sportowy, do pracy i na imprezę, w wydaniu glam i fun! Perły to też prawdziwy cud natury. Każda, ale to absolutnie każda perła jest inna i wyjątkowa – powstaje wewnątrz małży, w procesie nawarstwiania się macicy perłowej wokół ciała obcego, które wtargnęło do skorupy. Małża broni się w ten sposób przed intruzem, budując perłę. Nieidealną w formie, ale unikatową.

To piękna metafora i lekcja życia!

W komunikacji marki bardzo podkreślasz pozytywną moc Twojej biżuterii. Optymistyczna kolorystyka elementów, które łączysz z perłami wpisuje się w postpandemiczny trend dopamine dressing. Skąd pomysł na taką estetykę i dobór materiałów?

Myślę, że poprzez dodatki, w tym biżuterię można świetnie bawić się modą, kolorem, teksturą czy wzorami, dlatego kolekcje pérl to także mieszanka i kombinacje różnych surowców, często w przeskalowanym wydaniu. To półszlachetne kamienie takie jadeit, agat, kwarc, akwamaryn, ceramika, no i już chyba znak rozpoznawczy pérl – drewniane elementy. 

Poza tym to zabawa kontrastem – szklane koraliki misie, ceramiczne żaby, tukany czy koraliki w kształcie owoców. Zwracam też ogromną uwagę na pochodzenie surowców. I tak na przykład: część szklanych koralików wykonywana jest przez młodych rzemieślników z Bułgarii metodą lampwork; drewniane elementy wybieram własnoręcznie w moim sekretnym japońskim butiku pod Paryżem; zapięcia i półfabrykaty produkowane są na zamówienie w rodzinnej podrzeszowskiej fabryce.

 

 

Biżuteria pérl nie jest zarezerwowana dla dziewczyn – Twoje perłowo-kolorowe naszyjniki często pokazujesz na mężczyznach, a wiele modeli określasz jako „unisex”. Czy w Paryżu i Lizbonie faceci w błyskotkach to oczywistość? 

Zdecydowanie! W obu miastach błyskotki już nie mają płci, ale szczególnie zdemokratyzowana pod tym względem jest Lizbona. Zainspirował mnie natomiast mój przyjaciel, który poprosił o naszyjnik smiley, ale w dłuższej wersji i wtedy też wprowadziłam wydłużoną opcję dla panów. I muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę! Cieszę się, że pérl daje możliwości wyrażania siebie, łamania społecznych konwenansów i poczucia pewności siebie – bez względu na płeć.

 

Nasza świadomość dotycząca wpływu nadmiernej konsumpcji na środowisko rośnie w oczach. Już nie chcemy wymieniać całej szafy co sezon, o ulubione rzeczy dbamy, naprawiamy, zamiast wyrzucać, te niechciane – wymieniamy, sprzedajemy. Doskonale wyczułaś te nastroje i stworzyłaś dla pérl koncepcję pakietu Circular Fashion. Proponujesz Klientkom i Klientom usługi z możliwościami modyfikacji i konserwacji biżuterii.

Circular Fashion to naturalne przedłużenie zdrowych praktyk, które staram się wprowadzać w życie. W tym przypadku zainspirowałam się historią perłowych, klasycznych naszyjników, które, jak i naszyjniki pérl, były nawlekane na jedwabną nić. Z natury i w procesie użytkowania, nić się rozciąga, więc zalecano jej coroczną wymianę. Pomyślałam, że to ma szansę sprawdzić się we współczesności. Dlatego też, każdy klient pérl może raz w roku i za darmo wymienić nić na nową. Drugą opcją w ramach Circular Fashion jest „redesign”. Klienci mogą zmienić projekt naszyjnika pérl za około połowę ceny nowego. W obu przypadkach rezultat jest ten sam – powstaje praktycznie nowy egzemplarz biżuterii bez nadmiernego konsumpcjonizmu i nadprodukcji. Mam nadzieję zmotywować Klientów do odpowiedzialnego kupowania, jednocześnie budując z nimi silniejszą, długoterminową więź. Chciałabym również, aby produkty pérl nie były jednosezonowe i służyły klientom przez długie lata, zmieniając się i dojrzewając wraz z nimi. 

 

Dotychczas trzonem oferty pérl były Twoje autorskie zabawy z motywem biżuteryjnego „klasyka”, czyli naszyjnika z pereł. Wiemy jednak, że szykujesz nowy produkt, do tego upcyclingowy!

Oprócz naszyjników w ofercie pérl można znaleźć też moją wersję perłowych kolczyków.

 

Foto: Arty Hard Works Modelka: Diana Morais

 

Ale chciałam pójść o krok dalej. Od lat fascynowały mnie klipsy vintage. Od jakiegoś czasu przerabiałam je na potrzeby własne, dodając do nich perły, aby fajnie współgrały z projektami pérl. Podobnie jak w przypadku pierwszego naszyjnika, nosząc je na co dzień, spotkałam się z bardzo pozytywnym odzewem. Tutaj pomysł narodził się z czystej zabawy, którą postanowiłam podzielić się z innymi. Wyszukuję klipsy w paryskich i lizbońskich second handach, czyszczę je, wiercę dziurki (jeśli jest taka potrzeba) i jako wisienkę na torcie dołączam różne kombinacje pereł. To też ukłon w kierunku Klientek, które nie mają przekłutych uszu lub po prostu wolą klipsy, a aspekt vintage i upcycling to dodanie kolejnej cegiełki do bardziej odpowiedzialnego postrzegania mody. Wierzę, że wspólnie i małymi krokami możemy zmieniać świat!

 

pérl designs

Odwiedź stronę!

Foto: Arty Hard Works Modelka: Diana Morais