TOP

Vermeer, perły i dziewczyna.

Holenderski wirtuoz pędzla, Johannes Vermeer, namalował „Dziewczynę z perłą” około 1665 roku.  Wykonany w technice olejnej portret młodej kobiety należy do najbardziej rozpoznawalnych dzieł artysty, ale i może najbardziej zagadkowych. Mierzący zaledwie 45×40 cm obraz wisi na ścianie Muzeum Mauritshuis w Hadze i nieustannie przyciąga fale zaciekawionych turystów. Ci, którzy odwiedzają krainę tulipanów nie mogliby przecież zignorować tak doskonałej perełki. Zapewne domyślasz się już, droga Sroko, że i mnie zainteresował obraz-błyskotka oraz… błyskotka z obrazu.

Pozwól, że nakreślę Ci kulturowe znaczenia „holenderskiej Mona Lisy”, nawiązując przy okazji do książkowej i filmowej interpretacji dzieła. Mam nadzieję, że, tak jak ja, zafascynujesz się perłowym malarstwem mistrza oraz perłą samą w sobie, w której tli się symbolika tak bardzo niejednoznaczna…

Znam ten obraz…

O „Dziewczynie z perłą” słyszał chyba każdy, choćby nawet przez przypadek. Już w szkolnej ławce natknęłaś się pewnie na wielkooką postać w dziwacznym turbanie, zerkającą z podręcznika do plastyki. 😉 To jednak nie egzotyczne draperie skrywające jej włosy definiowały obraz i sprawiały, że mimowolnie wchodził on w młodzieńczą, często oporną na sztukę głowę. Był to wyłaniający się z mroku błyszczący kolczyk, tak intrygujący, że zawędrował nawet do tytułu dzieła (jeszcze bardziej ułatwiając jego zapamiętanie).

Pozornie może się jednak wydawać, że mamy do czynienia ze zwykłym portretem bez niespodzianek: wszystko, co jest w tytule jest i na płótnie. Młoda dziewczyna uwieczniona została z boku, zwracając ku widzowi swe jasne oblicze. Jednolite, ciemne tło uwypukla żywą paletę barwną pierwszego planu, a cytrynowe żółcie, ciepłe brązy i kontrastowy błękit zyskują na  trójwymiarowości. Statycznie upozowana modelka ma natomiast wybitnie niestatyczną twarz: jej błyszczące oczy wpijają się w widza z uczuciem, a wilgotne wargi są rozchylone, jakby zaraz miała przemówić. To, co ukryte i niewypowiedziane zdaje się z nas igrać, a połyskujący w odmętach szyi kolczyk bynajmniej nie odbija tajemnic spotkania mistrza i jego muzy… Historycy sztuki zauważyli, że Vermeer uwielbiał malować piękne panie, ale niekoniecznie ze swojej rodziny. Kim jest zatem ta kobieta? Może perłowa „łza” coś nam podpowie…


Perły doskonałe, perły grzeszne

W symbolice religijnej perła jest symbolem dwuznacznym. Reprezentuje piękno i trwałość, a jej blask od niepamiętnych czasów służył do opisywania nieba. Z drugiej strony może być też przypisywana kobiecie nieskromnej, nierządnej. W „Słowniku symboliki biblijnej” znajduje się następujący opis perły: „Jej piękność i wartość nabierają pozytywnego znaczenia w połączeniu z bożą mądrością lub królestwem niebieskim. Jednocześnie ich piękność i wartość mogą zasługiwać na naganę, jeśli ludzie wykorzystują je w celu wywarcia zewnętrznego wrażenia”… Cóż, jeśli tak wyłożyć sprawę, to chyba jesteśmy zgubione, prawda Sroko? 😉

Ale wracając do sedna – perły są motywem, który u Vermeera powtarza się bardzo często. Dobrze urodzone dziewczęcia z obrazów grają na instrumentach, otrzymują sekretne listy, uwodzą spojrzeniem. Ich włosy splecione są wstążką, a ciała otulone miękkimi, żółtymi kaftanami, nierzadko obszytymi gronostajem. Do całej tej parady dochodzą wspomniane klejnoty: perłowe, krótkie naszyjniki, perły zwisające z uszu, perły na toaletce… Takie przedstawienie kobiet, ostentacyjnie manifestujących swój status społeczny może łączyć się właśnie z krytyką próżności. Nie zapomnijmy jednak, że w 17 wieku opalizujące klejnoty były po prostu bardzo modne wśród dobrze usytuowanych dam, a jako obiekt stanowiły wyzwanie – malujący je Vermeer miał okazję zaprezentować swój kunszt. I kto tu w końcu jest próżny? 😉


Z kolei w „Słowniku mitów i tradycji kultury” mowa jest o perle symbolizującej czystość, zdrowie, wiarę, wiedzę tajemną, poświęcenie i łzy. „Wspaniały blask i kulisty kształt uczyniły z nieskazitelnej perły jeden z najdawniejszych symboli doskonałości. Dla mistyków perła reprezentowała uszlachetnienie instynktów, przeobrażenie pierwiastków, uduchowienie materii” – możemy przeczytać u Kopalińskiego. W symbolice Wschodu służyła jako afrodyzjak i zapewnienie płodności; wyobrażała żonę, ale i kochankę. Vermeer miał w swym dorobku kilka obrazów przedstawiających kobiety ukradkiem odczytujące lub piszące sekretne liściki, prawdopodobnie natury miłośnej. Kim jest zatem dziewczyna w turbanie? Jakie sekrety skrywają jej błyszczące oczy? Co reprezentuje perła-łza, „spływająca” z jej ucha?


Dziewczyna z filmu

W 1999 roku do odpowiedzi na te pytania zgłosiła się Tracy Chevalier, autorka powieści „Dziewczyna z perłą”. Cztery lata później do kin weszła jej brawurowa adaptacja, w reżyserii Petera Webbera, ze Scarlett Johansson i Colinem Firthem w rolach głównych. Na kartach książki oraz na ekranie muzą malarza jest Griet, nastoletnia dziewczyna zamieszkująca siedemnastowieczne miasto Delft. Ubóstwo rodziny zmusza ją do podjęcia pracy panny służącej w domu utalentowanego malarza, który szybko zyskuje w dziewczynie efektywną sprzątaczkę, lojalną powiernicę, inspirację, a w końcu także modelkę… Perły symbolizują początkowo status rodziny, do której „wchodzi” Griet. Neurotyczna małżonka artysty namiętnie stroi się w klejnoty-afrodyzjaki, próbuje kusić męża swym wyglądem i zachowaniem. Jest również bardzo płodna, przed domem zawsze biega gromadka dzieci, a kolejne są w drodze. Wkrótce między służącą, a malarzem rodzi się nić porozumienia. Griet odkrywa świat zmysłowej natury malarstwa, pigmentów oraz pięknych kompozycji, dotąd dla niej niedostępnych. Pomiędzy praniem, gotowaniem i sprzątaniem dziewczyna zaczyna zwracać uwagę na… kolory chmur.

Wzbogacająca relacja z pracodawcą karmi jej duszę znacznie lepiej, niż świeże mięso od absztyfikanta-rzeźnika. Emocje zaczynają sięgać zenitu, gdy Van Ruijven – mecenas sztuki i bezwstydnik finansujący wiele płócien Vermeera –  zamawia u malarza portret Griet. Artysta pragnie aby służąca ubrała jeden z perłowych kolczyków żony, lecz ta początkowo się wzbrania – założenie kosztownej ozdoby, należącej w dodatku do innej kobiety jest dla niej czymś obscenicznym. Koniec końców, spowita w orientalne atłasy oddaje się w doświadczone ręce swego pana: pozwala nakłuć sobie ucho. Scena jest naładowana erotycznie; dziewczyna przeżywa intymne sekundy bólu w objęciach malarza, który ociera jej perłowe łzy. Powstaje dzieło genialne, a Vermeer osiąga szczyty swoich portretowych umiejętności… Jeśli oko jest perłą oblicza, to tutaj błyszczy ono wewnętrznym światłem Griet i całą paletą niewypowiedzianych, złożonych emocji. Mówi się również, że nie powinno rzucać się pereł przed wieprze, ale „Dziewczyna…” ląduje w końcu w kolekcji Van Ruijvena, marszanda-obleśnika, który w samotności, lubieżnie usiłuje odpowiedzieć na wymowne spojrzenie modelki – tak naprawdę nigdy dla niego nie przeznaczone.

Słownikowe, książkowe i filmowe analizy rozjaśniły mi nieco enigmatyczny portret Vermeera. Perła została jednak perłą – doskonale przewrotną, ambiwalentnie piękną, czystą zagadką. W „Dziewczynie…” odbija każdy możliwy odcień sacrum i profanum, skrapla się w jednej, ciążącej od znaczeń łzie. Jest ona lustrem łabędziego śpiewu artysty, zakazanych uczuć, poświęcenia i dzielonego sekretu.  


Zostawiam Cię teraz, Sroko, własnym kontemplacjom – może to właśnie do Ciebie, wpatrzonej w perłowe wahadełko, przemówi dziewczyna z portretu…