Czy „zrównoważona” biżuteria istnieje? Rozmowa z Aleksandrą Bartnicką z Wonder Fine Jewellery
Zanim została złotniczką zjechała pół świata. Wspólnym mianownikiem wszystkich doświadczeń Aleksandry Bartnickiej jest zachwyt. To od zachwytu zaczyna się każda sztuka biżuterii, jaka powstaje na indywidualne zamówienia w warszawskiej pracowni Wonder Fine Jewellery – marki założonej i prowadzonej przez Olę. Drugie słowo-klucz to „szacunek”. Z Olą dyskutowałyśmy o tym, czy biżuteria może powstawać etycznie, z szacunkiem dla natury i ludzi, jakie informacje sprawdzać przy zakupie błyskotek, jeśli chcemy być pewne, że hasło „sustainable” to nie pusty marketingowy slogan. Za biżuterią z logo Wonder kryje się wielka pasja, wiedza i wrażliwość Oli. Z nieukrywaną ekscytacją zapraszam Cię, Sroko, do przeczytania zapisu naszej rozmowy.
__
Z rozbrajającą szczerością napisałaś na Instagramie, że dwie dekady temu biżuteria kompletnie Cię nie interesowała. Teraz przekonujesz swoje Klientki i Klientów, że złotnicze wyroby to „najmniejsze przedmioty w jakich można zamknąć największe idee”. Na biżuterię zaczęłaś patrzyć jak na sztukę.
Zawsze wykazywałam się wrażliwością na emocje, które można czerpać ze świata, życie było dla mnie więcej niż tylko pragmatyczną egzystencją. Dlatego poszłam na studia malarskie – chciałam te emocje przekazać dalej przez swoją twórczość. Na uczelni kładziono nacisk wyłącznie na kwestie artystyczne, brakowało mi tam rozwoju bardziej praktycznych umiejętności. Rzuciłam studia i wyjechałam szukać emocji na drugim końcu świata. Dosłownie – na 3 lata wylądowałam 8000 km stąd, w Palau – małej republice na Pacyfiku. Pracowałam tam jako przewodnik nurkowy. Kolejne 4 lata spędziłam na łodzi na Bahamach. Równolegle dużo podróżowałam. Spałam w amazońskiej dżungli, chodziłam po aktywnym wulkanie w Kostaryce, nurkowałam na Galapagos, z platformy wiertniczej na Borneo, z żarłaczami białymi w Afryce. To były najlepsze lata mojego życia… to wtedy naprawdę poczułam, co znaczy „zachwyt”.
Ale w końcu wróciłaś i zaczęła się historia Wonder…
Tak. Po powrocie do Polski szukałam pomysłu na zarobek. Nie mogłam znaleźć pracy, ale znalazłam szufladę koralików. Zrobiłam kilka bransoletek, sprzedałam w internecie. Kiedy już dotknę jakiegoś tematu, zaczynam się w niego bez opamiętania zagłębiać. Zainteresowałam się biżuterią od strony technicznej. Poszłam do szkoły złotniczej, pracowałam w warsztatach projektantów i różnych małych polskich marek, jeździłam na kursy, realizowałam stypendia gemmologiczne. I cały czas budowałam swoją jednoosobową firmę, markę Wonder. Krok po kroku dochodziłam do miejsca, w którym jestem teraz. Szybko dotarło do mnie, że biżuteria to nie tylko ozdoba, ale reprezentacja wszystkiego, co wiem, co czuję, jak postrzegam świat. Stała się dla mnie tym, czym kiedyś miało być malarstwo – wyrazem emocji.
To podejście świetnie ilustruje jedna z ostatnich kolekcji Wonder.
Kolekcja Armor jest dla mnie przełomowa jako symbol tych wartości i zmian, które bywają trudne i spotykają się z oporem i krytyką. W całym procesie edukacji złotniczej i budowania marki milion razy chciałam się poddać, dać sobie spokój, znaleźć „normalną pracę”. I zawsze jakiś głos mówił mi, żeby mimo przeszkód przeć do przodu. Uodporniłam się na wewnętrzną i zewnętrzną krytykę. Dojrzewam, zmieniam się, moja biżuteria zmienia się ze mną. Armor jest tego wyrazem. W przeciwieństwie do minimalistycznych wzorów, jakie do tej pory realizowałam, ta kolekcja jest ciężka, na szerokich obrączkach, z mnóstwem kamieni. Nie jest delikatna, tylko konkretna. To symboliczna zbroja.
ULUBIENIEC BLINGSIS
„Wybierając pierścionek z naturalnym diamentem oszlifowanym w brylant, wybieracie kawałek historii sięgającej zarania dziejów i ludzkiej potrzeby poszukiwania piękna” – to fragment jednego z postów na Twoim profilu. Natura kojarzy się z cyklicznością, zmiennością, tymczasem biżuteria czerpie z tej najbardziej trwałej cząstki natury – pierścionki czy kolczyki mogą przechodzić z rąk do rąk przez setki lat. Zauważyłam, że bardzo inspiruje Cię ten paradoks.
Natura ma wiele oblicz. Postrzegamy ją głównie jako zmienną, bo to jesteśmy w stanie zaobserwować i pojąć w krótkim czasie, jaki jest nam dany. Ale są też procesy trwające miliony lat. Zmienność liczoną taką skalą z ludzkiej perspektywy postrzegamy jako „stałą”. Mam poczucie, że gdzieś pomiędzy jest właśnie rzemiosło: tysiące lat procesu przekształcania danych nam materiałów, powstałych przez miliony lat, w rzeczy, które mają znaczenie tylko w trakcie naszego życia: użytkowe, estetyczne, lub symboliczne. Diamenty są tego dobrym przykładem – powstały między 100 milionów a 3.5 miliarda lat temu (!). Fascynują ludzi już od jakichś 3000 lat, od czasów starożytnych Indii. Z kolei szlif brylantowy został opracowany dopiero około 1920 roku (przez Marcela Tolkovskyego), jest więc bardzo nowy. Niektórzy się oburzają, że pierścionek z brylantem to komercyjny wymysł marketingowy, ale według mnie to tylko jeden punkt widzenia w historii trwającej, całkiem dosłownie, od początków świata.
Biżuteria Wonder powstaje na indywidualne zamówienia. Jak, krok po kroku, wygląda współpraca z Tobą przy tworzeniu wymarzonego pierścionka?
Biżuterię wykonuję osobiście na zamówienie, od początku do końca ręcznie. Nie produkuję na ślepo dziesiątek czy setek egzemplarzy. Istnienie każdego musi mieć powód i sens. Zaczyna się od intencji Klienta – musi chcieć otworzyć się na coś nietypowego. Klasyczne brylanty stanowią tylko niewielką część mojej oferty. Wolę naturalne szafiry we wszystkich kolorach, diamenty o rzadkim zabarwieniu: szampańskim, koniakowym, a nawet klejnoty dwukolorowe. Takie kamienie najlepiej oglądać na żywo, ujęcie ich uroku na zdjęciu czy filmiku jest prawie niemożliwe. One żyją swoim życiem i nieustannie „rozmawiają” ze światłem. Staram się więc Klientów zachęcić do odwiedzenia pracowni, gdzie mogą wybrać kamień oraz jeden z proponowanych przeze mnie rodzajów oprawy. Żeby poświęcić im 100% uwagi, proszę o zarezerwowanie wizyty. W przeciwieństwie do wielu pracowni, mam dużo kamieni na stanie. Dzięki temu mogę odwiedzającym pokazać świat, o jakiego istnieniu nawet nie wiedzieli. Uwielbiam te wizyty, kiedy Klienci przychodzą z wyobrażeniem białego brylantu i nagle okazuje się, że brylanty są też w innych kolorach, a szafiry nie tylko niebieskie. Widzę, jak w ich oczach zapala się płomień fascynacji i ciekawości. To jest właśnie idea Wonder – zachwyt.
Idee zamknięte w biżuterii Wonder to nie tylko emocje. Deklarujesz, że jedną z kluczowych dla Ciebie wartości jest praca z surowcami pozyskanymi etycznie. Motto pracowni to „Jewelry you can be proud of”. O zrównoważonym rozwoju najczęściej słyszymy w kontekście ubrań. Jak hasło „sustainability” ma się do błyszczącego świata pierścionków z diamentami i złotych naszyjników?
Nie ma czegoś takiego jak „zrównoważona” biżuteria, w powszechnym rozumieniu – wszystkie materiały pochodzą z eksploatacji naturalnych źródeł, które są nieodnawialne. Ilość złota czy naturalnych kamieni jest skończona, nie da się ich odtworzyć. W biżuterii „sustainability” jest procesem. To refleksja i troska. Czy produkujemy absurdalne ilości produktów, po jak najniższych kosztach, nie dbając o ludzi w łańcuchu dostaw, zostawiając po sobie dziury w ziemi i zatrutą wodę..? Czy robimy to z poszanowaniem dla środowiska, wspierając społeczności, których życie i dobrostan zależy od wydobywania złota na terenach, gdzie nie ma innych źródeł utrzymania? O pochodzeniu i wydobyciu kamieni po raz pierwszy dowiedziałam się podczas kursów gemmologicznych, realizując stypendium GIA (Gemological Institute of America, znanego z opracowania standardu klasyfikacji diamentów „4C”). Zaczęło mi zależeć, żeby mieć rzetelną wiedzę o tym, co sprzedaję. Bardzo trudno jest prześledzić pochodzenie złota i kamieni, szczególnie tych o niskiej wartości. Coraz bardziej ograniczałam ofertę. Musiałam zmienić podejście z „przystępnej cenowo” biżuterii na jakość premium, żeby być wierną wartościom, które reprezentuję: etyczności pochodzenia, poszanowaniu środowiska, rzemiosła, ograniczeniu konsumpcji i nadawania znaczenia każdemu wyrobowi.
Równowaga i etyka często kończy się na pustych hasłach – tego nauczyłyśmy się w obszarze mody. Czy w świecie biżuterii też zauważasz zjawisko greenwashingu? Na co zwracać uwagę mówiąc „sprawdzam” markom jubilerskim?
Warto zadać przynajmniej trzy pytania: skąd pochodzą materiały i w jakich warunkach zostały pozyskane, jak wygląda proces produkcji, oraz czy odpowiedzi na te pytania da się zweryfikować lub są poświadczone przez zewnętrzne organizacje. Problemem branży jubilerskiej są bardzo długie łańcuchy dostaw: wydobycie w Afryce, szlifowanie w Tajlandii, do tego konsument domaga się jak najniższych cen. Tanie kamienie są nie do prześledzenia, nikomu się nie opłaca pilnowanie, co jest skąd. Kiedyś zaoferowano mi kupno szafirów „z Madagaskaru”. Te same kamienie tydzień później dostawca oferował jako australijskie. Za hasłem „złoto z recyclingu” często kryje się mieszanka starej biżuterii, elektroniki i nielegalnego towaru. Nieustannie wypływają na powierzchnię skandale związane z rafineriami obsługującymi największych producentów biżuterii i elektroniki, których źródła dziennikarze i aktywiści identyfikują w nielegalnych działaniach skorumpowanych państw, takich jak Peru, Kolumbia czy Sierra Leone. To nie jest tylko kwestia omijania podatku. Tu chodzi o absolutną dewastację tysięcy hektarów środowiska, setki ofiar śmiertelnych niebezpiecznego wydobycia, wyzysk, pracę dzieci i wiele innych tragedii.
Na szczęście sprawdzenie pochodzenia surowców można zostawić „mądrzejszym”, czyli organizacjom wspierającym kopalnie, które respektują prawa pracowników i dążą do redukcji negatywnego wpływu na środowisko.
Dokładnie. Ja współpracuję z organizacją Fairmined. Ich certyfikaty mają najwyższe na świecie standardy zarówno pod kątem poszanowania środowiska, jak i zapewnienia środków na rozwój infrastruktury i godnych warunków pracy. Fairmined wspiera rzemieślnicze kopalnie i małe kooperatywy. W tej chwili jest ich na świecie siedem. Taka kopalnia musi zapracować na certyfikat i co roku go odnawiać, organizacja wykonuje audyty, żeby mieć pewność, że standardy są utrzymywane. W maju na zaproszenie Fairmined odwiedziłam certyfikowaną kopalnię w Peru. Tylko 3% tamtejszych kopalń jest sformalizowanych. Kontrast między tymi działającymi „na dziko”, a tymi wspieranymi przez Fairmined był widoczny niemalże gołym okiem. Dzięki zrównoważonym i bezpiecznym praktykom oraz dbałości o środowisko, w kopalni Cruz Pata zachowane są lokalne tradycje: obok wydobycia złota po terenie przywróconym do stanu naturalnego pasą się alpaki, a w zbiornikach z wodą hodowane są pstrągi – taka jest czysta! Czy to nie jest zachwycające?
Czy powrót do tradycyjnych metod wydobycia złota – w stylu „slow” – to jedyna droga do etycznej biżuterii? Ostatnio oglądałyśmy z Agatą video o odzyskiwaniu złota z części elektronicznych. Co sądzisz o takich innowacjach w złotnictwie?
Tradycyjne wydobycie w stylu „slow” zawsze będzie niszowe i niewystarczające. 80% złota jest wydobywane w wielkich, przemysłowych kopalniach będących własnością korporacji. Paradoksalnie 90% ludzi zatrudnionych przy wydobyciu złota pracuje w kopalniach małych i rzemieślniczych (ASM – „artisanal and small-scale mining”). Czyli 90% ludzi wydobywa tylko 10% złota. Złoto z recyklingu, w tym z elektroniki, pokrywa zaledwie 23% zapotrzebowania i w żaden sposób nie przyczynia się do poprawy jakości życia ludzi, którzy polegają na wydobyciu. Właściwy, po-konsumencki innowacyjny recykling i tradycyjne wydobycie muszą się więc uzupełniać, działać razem. Osobiście uważam, że luksusowa biżuteria ma obowiązek wspierać ludzi, na których pracy polega i inwestować w legalne rzemieślnicze wydobycie. Etyczna produkcja odnosi się do elementu ludzkiego, czyli poszanowania praw człowieka, równouprawnienia, godnych płac.
Opowiedziałaś o złocie, a co z kamieniami? Twoim ukochanym kamieniem jest szafir z całym bogactwem bajkowych odcieni. Skąd masz gwarancję, że wykorzystywane przez Ciebie klejnoty zostały wydobyte z poszanowaniem środowiska i zasad etyki pracy?
Dbam, aby droga kamieni była bardzo krótka: konkretna kopalnia – konkretna szlifiernia – ja – Klient. Osobiście znam handlarzy, którzy kupują bezpośrednio od kopalni lub mają swoje kopalnie i szlifiernie. Łączą nas wartości: szacunek dla ludzkiej pracy i środowiska. Butikowa firma Wennick-Lefevre dostarcza szafiry i spinele z Madagaskaru i Sri Lanki, kupując je osobiście i bezpośrednio od ludzi, którzy je wydobywają i szlifując w zaprzyjaźnionej rodzinnej szlifierni. Uczestniczę też w ich projekcie Copenhagen Commitment promującym zrównoważone praktyki w jubilerstwie. Z kolei znajoma Alina wydobywa na Madagaskarze szafiry na wydzierżawionym terenie, dzieląc się zyskami z rodziną do której ziemia należy, i szlifując kamienie lokalnie, dzięki czemu tworzy miejsca pracy. Po większe szafiry odzywam się do Petera z Monachium, który prowadzi na Sri Lance projekty na rzecz poprawy warunków pracy w kopalniach. W tym leży przewaga rzemieślniczej produkcji, nie jesteśmy dla siebie anonimowi. Moją wielką przewagą jest płynny angielski i umiejętność swobodnego poruszania się w świecie, dzięki czemu mogę nawiązywać kontakty niemożliwe dla wielu rodzimych złotników.
Na Instagramie pokazałaś niedawno zdjęcia Twojej pracowni dziś i 5 lat temu. Spójrzmy do przodu – jak wyobrażasz sobie Wonder i etyczne złotnictwo za 5 lat?
Ha! Tak, to niesamowite jak czas leci. Oczywiście etyczne złotnictwo będzie rosło w siłę, ale to powolny proces w bardzo rozbudowanej i zagmatwanej branży. Nie spodziewam się wielkich zmian w ciągu 5 lat, ale mam na nie nadzieję. Co do Wonder… zobaczymy. Na pewno nie wrócę do mniej niż 100% pewnych źródeł i praktyk. Czy takie podejście może przetrwać na naszym rynku? Czas pokaże. Mam nadzieję, że wraz ze wzrostem świadomości co do etyki i zrównoważonego rozwoju w biżuterii, a także dojrzałości w postrzeganiu czym jest biżuteria, co może dla każdego znaczyć i dlaczego warto sięgać po droższe wyroby, lepszej jakości, nadal będziemy się z Wonder rozwijać.