Tiffany w rękach LVMH
Która z nas nie kojarzy tego jedynego w swoim rodzaju, błękitnego pudełeczka, skrywającego cudne błyskotki? Biała, satynowa wstążka i kolor określany jako błękit jajka rudzika czyli Pantone 1837 (jeden z najbardziej strzeżonych kolorów wśród znanych marek) to pewien znak, że masz do czynienia z prezentem od Tiffany’ego. Jednak ten amerykański brand jeszcze w tym roku zmieni właściciela – LVMH stojący za takimi markami jak Louis Vuitton, wykupił Tiffany’ego za niebagatelną kwotę 16,2 mld dolarów.
Biżuteryjnej marce sławę przyniósł film „Śniadanie u Tiffany”ego” z Audrey Hepburn, ale z pewnością za jej sukces odpowiada coś więcej niż chwytliwa rola. To właśnie Tiffany stworzył sposób eksponowania kamienia w pierścionku zaręczynowym, znany jako „Tiffany setting”. Polega on na wyższej pozycji kamienia, dzięki czemu dobija on więcej światła – to trend, który do dziś jest niezwykle popularny i ma wielu naśladowców. Pierścionki zaręczynowe to zresztą znak rozpoznawczy marki, a jej kultowe projekty można znaleźć w ponad 300 butikach rozsianych po całym świecie. Okazuje się, że to jednak za mało – Tiffany zaczął mieć bowiem problemy na rynku dóbr luksusowych, aspadający kurs dolara i problemy na ogromnym rynku zbytu jakim są Chiny, sprawiły, że nawet ikona taka jak Tiffany, odczuła gospodarczy spadek. Tu pojawia się LVMH.
Gigant sięga po biżuterię
Louis Vuitton Moët Hennessy to koncern skupiający kilkadziesiąt luksusowych domów mody i marek takich jak Dior, Givenchy czy Tag Heuer. W poprzednich latach przejął m.in. Sephorę, Fendi czy Bvlgari, a dzięki dołączeniu Tiffany’ego do listy swych zdobyczy, LVMH ma szansę zwiększyć swój udział w Stanach Zjednoczonych i rynku biżuterii w ogóle i stać się konkurencją choćby dla Cartiera. Obie firmy zgodziły się ostatecznie na sumę 16,2 miliardów dolarów, co oznacza, że LVMH zapłacił 138 dolarów za każdą akcję Tiffany’ego. Zeszłoroczna propozycja LVMH w wysokości ponad 14 mld dolarów, została przez Tiffan’yego uznana za zbyt skromną.
Tiffany: ewolucja czy rewolucja?
Francuski koncern już od dawna miał chrapkę na kultową markę, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że chociaż wyniki finansowe Tiffanny’ego nie zachwycają, to potencjał tkwiący w jego wizerunku ma zupełnie inną wartość. Ze swym zapleczem, LVMH ma szansę przywrócić Tiffany’emu dawny blask oraz trafić w serca młodszych pokoleń. Taki jest zresztą plan giganta – LVMH nie zamierza robić rewolucji wizerunkowej, a Bernard Arnault, właściciel LVMH, podkreśla, że chce jedynie lepiej wykorzystać niezrównane dziedzictwo, jakie niesie ze sobą błękitne pudełeczko. Biznesmen porównał nowy nabytek do kamienia szlachetnego, który wymaga jedynie odpowiedniej oprawy, by znów zachwycać i obiecuje podejście pełne zaangażowania i oddania. Fani marki, których nie brakuje, mogą być więc spokojni, że Tiffanny jakiego znają, nie zniknie z rynku. Nie możemy doczekać się nowych kampanii i komunikacji uderzającej do Millenialsów – zapowiada się ciekawy rok dla biżuterii.